poniedziałek, 25 sierpnia 2014






Rozdział 6. / Jamie

Hermiona przymknęła oczy i czekała na pocałunek. Chciała tego. Chciała jego. Niestety, nic się nie działo. Gdy znów podniosła powieki, ujrzała jego ironiczny uśmieszek. Ależ dała się wrobić temu cholernemu Ślizgonowi!  Oderwała jego ręce od swojej twarzy a on jak gdyby nigdy nic zaczął się przechadzać po swoim dormitorium.
- Cóż Granger, może teraz mi wyjaśnisz, dlaczego nagle postanowiłaś przyłączyć się do Śmierciożerców, co? – udawał obojętnego, choć nie mógł się przed sobą nie przyznać, że to pytanie nurtowało go od samego początku.
- Mam powody – warknęła. – Konkretnie jeden powód – poprawiła się, spojrzała mu w oczy ostatni raz i wyszła trzaskając drzwiami.
~*~
Następnego dnia na kolacji dyrektor poprosił o uwagę. Wszyscy byli ciekawi o co może chodzić. Kiedy ogłosił imiona i nazwiska pefektów naczelnych większość uczniów po prostu zatkało. Całą Wielką Salę wypełniły szepty, półgłosy a nawet krzyki niezadowolonych Gryfonów. Tylko dwójka uczniów, o których była mowa nie powiedziała ani słowa. Jedli swoje posiłki bez słowa i żadnych emocji.
- Współczuję ci, Miona. Będziesz musiała patrolować korytarze z tym kretynem – powiedział oburzony Ron napychając się kurczakiem.
- O taak, mam pecha – odpowiedziała przeciągle Hermiona, patrząc intensywnie w te stalowe oczy.
Po kolacji szli korytarzem nie odzywając się do siebie. W gabinecie dyrektora usiedli na dwóch wygodnych fotelach i czekali na to co ma im do powiedzenia.
- Cóż moi drodzy, chyba nie dziwi was fakt, że to właśnie wy zostaliście prefektami naczelnymi. Chciałbym, żeby wasze domy trochę się do siebie zbliżyły a ponad to jesteście na tyle odpowiedzialni i macie wysokie wyniki w nauce by zajmować to stanowisko – przyjrzał się uważnie twarzom podopiecznych szukając w nich jakieś wściekłości czy sprzeciwu. Nic takiego nie znalazł. Uczniowie siedzieli spokojnie i czekali na dalsze polecenia. – Tak, do waszych obowiązków będzie należało patrolowanie korytarzy, zdawanie mi co tydzień raportów i oczywiście organizowanie szkolnych wydarzeń.
Prefekci pokiwali głowami i pozwolili dyrektorowi kontynuować.
- Za tydzień planujemy zorganizować „dzień mugola”. Liczę, że sobie poradzicie, chociaż nie macie zbyt dużo czasu – tym razem Draco nie mógł się opanować i wykrzywił usta w wyrazie niezadowolenia natomiast oczy Hermiony zajaśniały. Już miała plan jak dopiec temu godowi za wczorajszą nocną przygodę. – Na razie to wszystko. Jeżeli będziecie mieć jakieś pytania to zapraszam do swojego gabinetu.
Pożegnali się kulturalnie z profesorem i znów wyszli na pusty korytarz.
- I co teraz zrobimy? – prychnęła Hermiona a Draco spojrzał na nią z wyższością.
- To twoja działka, Granger. Załatw to – powiedział i zaczął odchodzić a Hermiona chwyciła go mocno za nadgarstek. Jego skóra mimo swojej bladości i delikatności prawie ją parzyła, ale zignorowała to.
- Chyba śnisz – syknęła. – Siedzimy w tym razem, Malfoy. Pamiętasz? – dodała a on spojrzał na nią z błyskiem w oku.
-  Och Granger, nie dajesz mi o sobie zapomnieć, wiesz? W takim razie o dziesiątej w moim dormitorium. Tylko się nie spóźnij – mruknął i uniósł do góry brwi. Stali tak przez chwilę ciskając w siebie tajemniczymi spojrzeniami aż w końcu odezwała się Gryfonka.
- Dobrze – odpowiedziała, ale nie zmieniła pozycji. Wciąż patrzyła w te oczy, które wręcz potrafiły przeszyć człowieka na wskroś. Nie miała pojęcia ile czasu minęło odkąd wyszli z gabinetu dyrektora. W pewnym momencie Hermiona zaczęła się zastanawiać dlaczego Malfoy jeszcze nie odszedł. To by było w jego stylu. Nim zdążyła otworzyć usta odezwał się chłopak.
- Odszedłbym Granger, gdybyś wreszcie puściła moją rękę, bo mam wrażenie, że zablokowałaś mi krążenie – mruknął uśmiechając się ironicznie. Dziewczyna czuła jak zaróżowiły się jej policzki.
- Wynoś się z mojej głowy – warknęła i puściła nadgarstek Ślizgona, po czym odwróciła się na pięcie i już nie oglądając się za siebie wyszła na błonia.
~*~
Niech go szlag. Czy ja zawsze muszę nawalić? I jeszcze mam wymyślić atrakcje na ten głupi „dzień mugola”. O co do cholery chodzi? Po co robić w magicznej szkole taki dzień? Och, zapomniałabym o zdobywaniu informacji dla Voldemorta. Szkoda, że nie dostałam jeszcze Mrocznego Znaku! Tylko spokojnie, Miona. Poradzisz sobie.
Zanim zdążyła wyciągnąć różdżkę ktoś się do niej dosiadł. Na początku pomyślała, że to Harry, ale później poczuła chyba najlepsze męskie perfumy na świecie. Odwróciła głowę i spojrzała w czekoladowe tęczówki nikogo innego jak Blaise’a Zabiniego. Świetnie, kolejny problem.
- Gratulacje. Chociaż prefekci naczelni nie mają zbyt łatwego życia – mruknął i spojrzał przed siebie. Hermiona zmarszczyła brwi i zaczęła się zastanawiać o co mu może chodzić.
- Malfoy cię przysłał? – spytała i po raz kolejny złapała jego tajemnicze spojrzenie.
- Myślisz, że jestem jego szpiegiem? – mruknął wyraźnie rozbawiony. – Po prostu siedzisz w moim ulubionym miejscu – Gryfonka nie wytrzymała i szeroko się uśmiechnęła.
Chyba zaczynam być przewrażliwiona, pomyślała i znów spojrzała na jezioro.
- Może to głupie pytanie, ale masz jakieś ulubione mugolskie gry albo coś takiego?
~*~
Punktualnie o dziesiątej Hermiona weszła do dormitorium Ślizgona bez zbędnego pukania. Na jej twarzy malowała się pewność siebie. Mężczyzna spojrzał na nią niechętnie i skinął głową na fotel znajdujący się niedaleko. Gryfonka podeszła energicznie i na nim usiadła. Jej źrenice były maksymalnie poszerzone, gdy nachyliła się lekko i spytała
- Grałeś kiedyś w koszykówkę, Malfoy?

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 5.



Rozchylił wolno powieki i zobaczył ostatnią osobę, o której chciałby teraz myśleć, nie mówiąc o spotkaniu.
- Nie możesz beze mnie żyć, szlamo? - mruknął i znów odchylił głowę do tyłu a Hermiona zajęła miejsce naprzeciwko. Od razu zauważyła w połowie pustą butelkę ognistej whisky, więc machnęła różdżką a w jej dłoni pojawiła się czysta szklanka. Bez pytania zgarnęła butelkę ze stołu i nalała sobie bursztynowego trunku. Draco nie protestował. Był ciekawy po co Granger przyszła do niego w środku nocy i nawet nie zareagowała, gdy nazwał ją szlamą. Może on sam zachowywałby się inaczej, gdyby nie był pod wpływem alkoholu. Nieważne. Miał tylko nadzieję, że jego wspólniczka nie przyszła tu ubolewać z powodu dziewczyny, którą kazała mu zabić. Siedzieli w ciszy jakiś czas aż odezwała się Hermiona.


- Dostałeś jakąś wiadomość? - spytała obojętnie i znów się napiła a Draco spojrzał na nią uważnie. Wyglądała na smutną i zmęczoną. Nie zastanawiał się nad tym długo. Kiwnął głową i wyciągnął dwa kawałki pergaminu. Obejrzał je uważnie i podał jeden dziewczynie. Gdy już nabierała powietrza żeby spytać co jest w drugim liściku uciszył ją ruchem ręki.


- Drugi list to nie twoja sprawa - mruknął wzywająco patrząc jej w oczy.


- Czyżby? - odgryzła się. Nienawidziła być niedoinformowana. A jeśli ten dupek coś przed nią ukrywa? Gdy spojrzała na Ślizgona, od razu zauważyła na jego ustach ten ironiczny uśmiech. Znała go na tyle dobrze żeby się domyślić co jest jego powodem. 


- Wynoś się z mojej głowy - warknęła, wstała gwałtownie i szybkim krokiem podeszła do kominka.


- Bo co? - odpowiedział pytaniem na pytaniei również wstał. Zbliżył się powoli i stanął za jej plecami. Jej słodki zapach na chwilę go otumanił. Mimo wszystko, szybko doszedł do siebie i przeczytał jeszcze raz list, który trzymała Gryfonka.

Rok szkolny dopiero się zaczął, ale musicie pamiętać jak ważna w tym planie jest Wasza rola. Jestem pewny, że postawicie dobro prawdziwych czarodziejów nad własne, przyziemne konflikty. Wypełnijcie dobrze swoje zadanie a zostaniecie wynagrodzeni.
 

                                                                                                               T.M.R.

Tak, Draco dobrze znał te inicjały i to pismo. Voldemort raczej nie pisał wiadomości i się tak nie podpisywał, ale ze względu na to, że ministerstwo przechwytywało coraz więcej sów musiał zachować ostrożność. Gdyby wydało się, że w Hogwarcie są szpiedzy, mieliby bardzo utrudnione zadanie.
- I tyle? - rzuciła w przestrzeń Hermiona, zgniotła kawałek pergaminu i wrzuciła go do kominka. Gdy ogień skończył trawić list, odwróciła się szybko. Nie miała pojęcia, że Ślizgon stoi tak blisko niej. Mimo, że powinna, nie odepchnęła go ani się nie odsunęła.


- Co było w drugim liście? - spytała bez zbędnych formalności a on znów się kpiąco uśmiechnął.


- Sama sprawdź - mruknął i uniósł do góry obie ręce, dając Hermionie do zrozumienia, że może go przeszukać. Szybko zrozumiała o co chodzi temu gadowi. Jednak ciekawość wygrała z dumą i chwilę później Gryfonka była jeszcze bliżej mężczyzny. Sprawdzała dokładnie każdą kieszeń, ale nie zrezygnowała z okazji poczucia pod palcami jego idealnych mięśni. Czemu ten kretyn musi być taki przystojny? Pomyślała i szybko wyrzuciła z głowy wszystkie obrazy. Miała szczerą nadzieję, że Malfoy nie zdążył nic zobaczyć i w końcu wyciągnęła mały skrawek pergaminu z jego tylnej kieszeni. 


- Całkiem długo to trwało - rzucił jeszcze bardziej wzywającym tonem niż zwykle a Gryfonka z szybko bijacym sercem rozłożyła pergamin. Tym razem przesadził.


- Przecież tu nic nie ma! - Hermiona już zaczynała tracić nad sobą kontrolę a Malfoy usiadł spokojnie w fotelu i nalał alkoholu do dwóch szklanek.


- Myślałem, że masz więcej rozumu, Granger - powiedział nieco rozczarowany a Hermiona uderzyła się w czoło otwartą dłonią, rzuciła kartkę na stół i chwyciła swoją szklankę. 


- Odczaruj to, ja nie wzięłam różdżki - powiedziała jak gdyby nigdy nic. W tej chwili coś przestało mu się zgadzać. 


- Chwileczkę - zaczął i wstał. - Ty przyszłaś do mnie, - podszedł jeszcze bliżej niż wcześniej - bez różdżki? - dokończył pytanie i spojrzał na nią z góry. 


- A może mam się ciebie bać? - spytała spokojnie, wstała i powoli go obeszła. - Nie sądzę. Czy tego chcesz czy nie, jesteśmy wspólnikami - szepnęła i przejechała mu palcem wzdłuż kręgosłupa. Przeszedł go wyjątkowo przyjemny dreszcz, ale nie dał po sobie niczego poznać. Domyślał się, że Granger z nim pogrywa, ale postanowił poczekać jeszcze chwilę na rozwój wydarzeń. - Więc może w końcu zaczniemy współpracować? - stanęła na palcach i szepnęła mu do ucha trzymając obie ręce na jego ramionach. 



- A może - mruknął, odwrócił się i ujął jej twarz w dłonie.

Rozdział 4.



Hermiona przez dłuższy czas nie była w stanie nic powiedzieć. Była wręcz pewna, że Malfoy po prostu stchórzy i nie przyjdzie z nią tutaj a tym bardziej nie zabije tej dziewczyny. Jak bardzo się pomyliła! Wciąż nieprzytomnie patrzyła na Ślizgona, który zbliżył się jeszcze bardziej. 

- Myślałaś, że sobie nie poradzę, szlamo? - szepnął a jej dłoń błyskawicznie spotkała się z jego policzkiem. Zły ruch. Bardzo zły ruch. Chwilę później leżała na ziemi z różdżką przyciśniętą do gardła. Mimo tych drastycznych poczynań, twarz chłopaka pozostała blada i bez wyrazu. Jedyny szczegół, który mógł utwierdzić dziewczynę w przekonaniu, że ta twarz nie jest maską, to te pełne, słodkie usta błagające o pocałunek. Gdy nareszcie otrząsnęła się z transu zaczęła szukać swojej różdżki. 


- Tego szukasz? - spytał mężczyzna siedzący na niej okrakiem uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Gdy tylko zaczęła się gwałtownie wyrywać wyrzucił jej własność za siebie, złapał obie ręce Gryfonki mocno ściskając jej nadgarstki i pochylił się nad nią znacząco. Tym razem to ona perfidnie się uśmiechnęła.


- I co zrobisz, zabijesz mnie? Czarny Pan ci tego nie podaruje - rzuciła kpiąco i znów spróbowała się wyswobodzić z uścisku blondyna. Niestety ruch spowodował tylko mocniejszy ucisk różdżki na jej gardle.


- Myślisz, że to ty tutaj rządzisz, co Granger? Więc coś ci powiem - warknął i zbliżył się jeszcze trochę. - To ja tutaj wydaję rozkazy. Jeśli nie będziesz grzeczna zrobię z tobą to samo co z nią - syknął Gryfonce prosto do ucha a ona przestała się uśmiechać. Teraz, kiedy ten sukinślizgon zrozumiał, że nie musi się jej bać, nie miała do dyspozycji żadnej linii obrony ani tym bardziej ataku. W końcu się od niej odsunął, ale najwyraźniej jeszcze nie zamierzał kończyć tej zabawy. Odetchnęła głęboko, gdy odsunął różdżkę od jej gardła. Jednak ulga nie trwała długo. Tym razem to ona dostała w twarz. Policzek boleśnie ją zapiekł, ale nie zamierzała okazywać emocji. Teraz grali w jego grę, na jego zasadach. Poczekał cierpliwie az Gryfonka znów spojrzy mu w oczy.


- Kogo zabiłem? - spytał tak spokojnie jakby właśnie rozmawiał o pogodzie, ale z jego twarzy nie zniknął ten ironiczny uśmiech. 


- Sam się domyśl - mruknęła po dłuższej chwili i poczuła, że spoczywający na niej ciężar ustępuje. Draco z niej wstał i podszedł do bezwładnego, szczupłego ciała. Pochylił się i obrócił ją twarzą do siebie. Przyglądał się jej spokojnej twarzy przez dłuższą chwilę, ale nie miał pojęcia kim może być. Może to tylko przypadkowa ofiara a ta szlama go po prostu sprawdza na polecenie Voldemorta? Spojrzał wymownie na Gryfonkę. To wystarczyło żeby się domyślić. Chociaż nie do końca. Dziewczyna była bardzo młoda. No tak. Już jasne. 



- Córeczka kogoś z ministerstwa? - uniósł do góry lewą brew i znów spojrzał na Gryfonkę.


 - Szlamowatej aurorki, która wsadziła twojego ojca do Azkabanu - rzuciła Hermiona i nie czekając na Ślizgona wstała z ziemi i ruszyła przed siebie. 

~*~ 


- Gdzie ty do cholery byłaś? - spytał wściekły Ron, gdy tylko znalazła się w pokoju wspólnym. 

- Przewietrzyć się - odpowiedziała spokojnie a Harry zmierzył ją wzrokiem.
- O tej porze?
- Tak, o tej porze. A teraz, jeśli pozwolicie pójdę spać - warknęła i ruszyła do swojego dormitorium. Dobrze wiedziała, że nie może być agresywna, że musi się zachowywać jak dawniej. Jeżeli zawiedzie Voldemorta, on zniszczy ją a do tego cały mugolski i czarodziejski świat. Odetchnęła głęboko, gdy położyła się wreszcie do łóżka. Chociaż była wyjątkowo zmęczona nie mogła zasnąć. Chyba zaczyna się sypać. Pogładziła policzek, w który uderzył ją Draco a po chwili wstała gwałtownie z łóżka, ubrała się i wyszła. Nie wiedziała gdzie idzie, po co ani co będzie dalej. Nie miała pojęcia jak wiele zmieni się w jej życiu.


~*~


Siedział w fotelu ze szklanką ognistej whisky i patrzył na tańczące w kominku płomienie. Przez chwilę nawet zastanawiał się czy dobrze zrobił. Z drugiej strony, nawet jeśli oberwie mu się od matki albo Czarnego Pana, uznał, że było warto. Strach na twarzy i w oczach Granger był wprost bezcenny. Nie będzie mu się stawiać taka szlama. A gdyby tak zabawić się z nią w inny sposób? Uśmiechnął się ironicznie na tą myśl, zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Chwilę później usłyszał jak ktoś uchyla drzwi do jego pokoju.

Rozdział 3.




Jak dużo trzeba by obrócić czyjeś życie do góry nogami? Jedna osoba, jedno wydarzenie a nawet jeden z pozoru nic nie znaczący gest. Gdyby tylko wszystko mogło potoczyć się inaczej... Szła szybko przed siebie a blada twarz już nie wyrażała żadnych emocji. Nie miała zamiaru pozwolić Malfoy'owi na takie zachowanie. Uśmiechnęła się, gdy przypomniała sobie strach, który pojawił się w jego oczach, kiedy prawie uderzył ją w twarz. Teraz była zbyt ważna dla Voldemorta żeby mógł nią tak gardzić. W końcu to ta nic nie warta szlama miała teraz władzę. Przestała rozmyślać, gdy doszła do celu i otworzyła drzwi klasy mocnym kopniakiem. Zobaczyła blondyna siedzącego na ławce z twarzą ukrytą w dłoniach. Była pewna, że płakał, więc już miała zacząć z niego drwić, ale Ślizgon uniósł na nią swoje puste oczy. Przeszedł ją zimny dreszcz, ale nie dała po sobie niczego poznać. Nabrała powietrza i podeszła do swojego wspólnika.
-Wstawaj, idziemy na spacer - warknęła a on wzruszył ramionami, zaskoczył z ławki i ruszył przed siebie nie oglądając się na Gryfonkę. Otworzył drzwi z jeszcze większą siłą niż Hermiona i skręcił w lewo do głównego wyjścia jakby od początku wiedział, gdzie ma się znaleźć. Dziewczyna nareszcie dorównała Ślizgonowi kroku i bez słowa przeszli przez błonia i weszli do Zakazanego Lasu. Suche liście chrzęściły im pod nogami a jedynym źródłem światła był księżyc, który oświetlał im drogę swoją bladą poświatą. Hermiona w końcu nie wytrzymała i spojrzała kątem oka na Malfoy'a. Była bardzo ciekawa o czym teraz myśli. Ach, i oczywiście jakie myśli będą zaprzątać jego umysł, gdy będą wracać.

~*~

Wyszli na wielką polanę, bardzo podobną do tej, na której znajdowali się zaledwie dwa tygodnie temu. Blondyn zatrzymał się na środku a Hermiona przeszła jeszcze parę kroków i również się zatrzymała. Odetchnęła głęboko i odwróciła się do niego. Przez chwilę po prostu na siebie patrzyli jednak nie tak jak dawniej. Nie ciskali w siebie błyskawic, o nie. Ich nienawiść przeszła na zupełnie nowy poziom. W końcu Draco rozłożył ręce i posłał jej wzywające spojrzenie. Tylko na to czekała. Uśmiechnęła się ironicznie i machnęła różdżką. Oczom chłopaka ukazała się drobna dziewczyna. Piękna dziewczyna. Jej ręce były skrępowane a usta zaklejone. Po jej bladej, zmęczonej twarzy spływały łzy. Przez chwilę wydawało mu się, że była zbyt zmęczona by błagać o litość albo okazywać strach. Uniósł jedną brew i ponownie spojrzał na Gryfonkę, która wydawała się całkiem rozluźniona.
- Chyba nie muszę mówić co masz zrobić, prawda? - mruknęła i oblizała subtelnie usta. A on? Uniósł różdżkę a ręka mu nie drgnęła, gdy wypowiadał mordercze zaklęcie.


- Avada Kedavra - szepnął a zielony błysk na chwilę oświetlił ich twarze. Nieznajoma dziewczyna opadła na ziemię a Malfoy przeszedł obojętnie obok ciała i zatrzymał się kilka centymetrów przed Hermioną.


- Proszę bardzo - zrobił dłuższą przerwę uważnie obserwując jej twarz. - Wspólniczko - dodał ze swoim zwyczajowym, ironicznym uśmieszkiem.

Rozdział 2.





 Zamarł. W tej chwili zderzyły się w nim wszystkie możliwe emocje, tworząc niezwykle wybuchową mieszankę. Nawet nie wiedział, kiedy otworzył usta ze zdziwienia. Czy Granger naprawdę ma być jego „wspólniczką” ? W ogóle można to tak nazwać? Co to za układ? Nie, przecież to śmieszne. Co ona tu do cholery robi? A może oni chcą mnie sprawdzić? Może ktoś użył eliksiru wielosokowego?
W czasie, gdy Draco próbował dojść do siebie, Hermiona czekała i uważnie mu się przyglądała. Zmienił się. Gryfonka nie wiedziała, że ten chłopak może stać się jeszcze przystojniejszy. A jednak. Mimo podkrążonych oczu i niezdrowo bladej skóry, prezentował się wręcz idealnie. Problemem mogły być tylko jego oczy. Takie piękne, ale i smutne. Potrząsnęła delikatnie głową wracając do rzeczywistości. Wciąż czekała.
Patrzył na Hermionę Granger nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Może ktoś manipuluje jego wspomnieniami? Przymknął oczy i odetchnął głęboko. Tylko spokojnie. Ponownie spojrzał przed siebie. Obraz się nie zmienił.
- Dlaczego? – spytał, bo nic mądrzejszego nie mogło mu przyjść do głowy.
- Mam powód. – rzuciła tajemniczo Gryfonka a jej oczy zajaśniały.
- Jaki? – powoli wracał do siebie, ale nie dawało mu spokoju jeszcze jedno pytanie.
- To na razie nie powinno cię interesować, Draco – odpowiedziała i zaczęła odchodzić na bezpieczną odległość, aby móc się teleportować.
- Chwileczkę. – warknął i chwycił ją za nadgarstek. – Mnie to nie powinno interesować? Kpisz sobie? Czarny Pan nie jest idiotą. Nie dopuściłby cię, gdybyś nie przedstawiła mu korzyści płynących z twojej obecności. O co tu do cholery chodzi, Granger? Dlaczego ty i dlaczego tutaj?
- Do zobaczenia, Malfoy. – uśmiechnęła się triumfalnie i wyswobodziła z jego uścisku. Sekundę później Ślizgon stał sam na wielkiej polanie.

~*~

Leżał na swoim łóżku z jedną ręką za głową a w drugiej obracał różdżkę między długimi, szczupłymi palcami. Nie mógł przestać myśleć. Dlaczego Voldemort tak zaufał szlamie? To już podchodzi pod hipokryzję. Nienawidzi brudnej krwi, ale taka osoba zasługuje na Mroczny Znak bardziej niż inni. Co za bzdura. Teraz w młodym Malfoy’u wzbierała złość. Nie mógł pojąć tak wielu rzeczy, że w końcu stało się to frustrujące. Gdyby tylko mógł, zmieniłby wszystko.

~*~

Dostrzegł ją na peronie 9 i ¾ w towarzystwie Wiewióra i Pana Harry’ego Najwspanialszego Chłopca Potter’a. Wyglądała tak zwyczajnie. Jak co roku. Z każdą sekundą wierzył coraz mocniej, że to co miało miejsce parę dni temu było tylko dziwnym, nierealnym snem. Nie chcąc tracić czasu wsiadł do pociągu żeby zająć sobie najbardziej odległy przedział. Nadmiar myśli znów kłębił się w jego głowie, ale nie był w stanie tego wszystkiego poukładać. Granger jest pieprzonym Śmierciożercą?! No jak?! I jeszcze mają współpracować. Draco Malfoy, czarodziej czystej krwi i Hermiona Granger, nic nie warta szlama.
A może nie?
Nim się obejrzał siedział na swoim miejscu w Wielkiej Sali i „oglądał” kończącą się ceremonię przydziału. A raczej zastanawiał się gdzie się znowu podziała Granger. Do tego jeszcze usłyszał jak Parkinson pyta wszystkich dookoła gdzie jest Nott. Ślizgonowi bardzo się to nie podobało. Nie miał najmniejszej ochoty zastanawiać się czy oba te zniknięcia są ze sobą powiązane, ale najwyraźniej jego umysł myślał inaczej. Nie dość, że ciągle męczyła go troska o matkę i siebie to jeszcze musiał pilnować tej szlamy. Mimo, że był głody, czuł, że nie da rady nic przełknąć, więc wstał i wyszedł odprowadzany przez uważne oczy wszystkich uczniów i nauczycieli.
Szedł ciemnym, zimnym korytarzem zastanawiając się gdzie może przebywać teraz Gryfonka. Miał wrażenie, że jego życie zostało wywrócone do góry nogami dopiero kilka dni temu, kiedy dowiedział się jak ważna jest dla Śmierciożerów Granger. Kilkanaście metrów dalej zauważył znajomą sylwetkę. Nott wił się z bólu na kamiennej posadzce jęcząc coś pod nosem. Gdy Draco do niego podbiegł i odwrócił twarzą do siebie zobaczył w jego oczach niewyobrażalny strach. Chłopak krzyknął i próbował uwolnić się od dotyku blondyna, ale on tylko mocno go przytrzymał chcąc dać chwilę na uspokojenie sobie i Teodorowi. Minęło kilka minut a po policzkach chłopaka wciąż spływały wielkie, gorzkie łzy.
- Kto ci to zrobił? – spytał cicho Malfoy choć domyślał się odpowiedzi. Niestety nie był to dobry ruch. Ciałem Nott’a wstrząsnął kolejny dreszcz. Znów był wystraszony jak małe dziecko, które zobaczyło potwora pod łóżkiem. Blondyn westchnął i pozbierał kolegę z podłogi. Musieli iść do skrzydła szpitalnego. Na szczęście uczta powinna się już kończyć, więc całkiem możliwe, że pani Pomfrey przyszła na chwilę do swojego gabinetu.

~*~

Znów szedł korytarzem. Był wściekły. Co ona sobie do cholery wyobraża? Musiał odetchnąć świeżym powietrzem. Miał nadzieję, że nikogo tam nie będzie. Jak zawsze łatwo pokonał kilkadziesiąt schodków prowadzących na szczyt Wieży Astronomicznej. Gdy tylko znalazł się na górze zauważył nikogo innego jak Hermionę Granger stojącą przy barierce i podziwiającą wspaniałe widoki. Ślizgon miał ochotę parsknąć śmiechem. Podszedł bezszelestnie do dziewczyny i obrócił brutalnie twarzą do siebie.
- Jesteś zadowolona? Dlaczego mu to zrobiłaś? – warknął ściskając mocniej nadgarstki dziewczyny, która tylko uśmiechnęła się z politowaniem.
- Zbieram informacje, nie mieszaj się w to – powiedziała patrząc mu wyzywająco w oczy. Jakby wiedziała, że Ślizgon zareaguje. Nie musiała długo czekać. Zamachnął się, ale jego dłoń zatrzymała się kilka milimetrów od twarzy dziewczyny. W czas zrozumiał jak zręcznie Gryfonka nim manipuluje.
- To wszystko? Nie uderzysz mnie? – spytała ironicznie jeżdżąc palcami po jego klatce piersiowej. Mimo, że sięgała mu do ramion czuł, że ma nad nim pewnego rodzaju przewagę. Zebrał w sobie wszystkie siły i pochylił się nad dziewczyną.
- Nie dzisiaj – szepnął jej do ucha a ona zadrżała. To dało mu do myślenia. Odszedł zostawiając Hermionę całkiem samą ze swoimi myślami.



Rozdział 1.







 Stał u boku matki i obserwował ciemne niebo. Za chwilę mieli się zjawić. Już za chwilę wstąpi w ich szeregi. Będzie kimś. Jednak z każdą sekundą pojawiało się coraz więcej wątpliwości. A jeśli sobie nie poradzi? Czarny Pan nie słynie z dawania łatwych zadań. W końcu ich dostrzegł. Kilkanaście ciemnych smug sunęło w powietrzu zbliżając się do nich z zawrotną prędkością. Czuł jak jego serce protestuje, najzwyczajniej w świecie poddając się tak banalnej, ludzkiej słabości jak strach.

Czy naprawdę jestem taki słaby? – spytał się w myślach obserwując dyskretnie niewzruszoną twarz matki by po chwili przenieść wzrok na kogoś, kto sieje postrach w całym świecie czarodziejskim od wielu lat. Nikt z kręgu nie odważył się choćby nabrać powietrza w płuca, gdy Voldrot obok niego przeszedł. W końcu zatrzymał się i stanął w środku koła.

- Chyba wszyscy doskonale wiecie, dlaczego tu jesteście. Będziecie świadkami wstąpienia Dracona Malfoy’a w naszą wspólnotę. – przeniósł na blondyna wzrok. – Podejdź tu, chłopcze. – syknął a Ślizgon bez zbędnych protestów ruszył przed siebie. Czuł jak trzęsą mu się ręce, ale blada twarz nie wyrażała nic. Żadnych emocji, żadnego strachu, żadnej radości. Podszedł do czarnoksiężnika na odpowiednią odległość i podciągnął rękaw czarnej koszuli. Czuł na sobie uważny wzrok wszystkich zebranych. Gdy nareszcie ukazała się jego mlecznobiała skóra Voldemort uśmiechnął się ohydnie i wyciągnął różdżkę.

- Signum Mortis – wypowiedział zaklęcie i wbił różdżkę w przedramię chłopaka.

Gdyby tylko miał pojęcie jak bardzo bolesne i upokarzające będzie to doświadczenie nigdy by się na to nie zgodził. Ale z drugiej strony, co on miał do powiedzenia? Miał dokupić winy ojca. Był tylko jednym z pionków w tej zawiłej grze pełnej kłamstwa, strachu i śmierci. Ból był tak silny, że upadł na ziemię i całkiem odpłynął.

~*~

Dziś sam miał być świadkiem takiego rytuału. Było mu nawet szkoda tej osoby. Ból, który odczuwał zaledwie miesiąc temu dawał o sobie znać w nocnych koszmarach i samotnie spędzonych dniach wypełnionych jedynie czarnymi myślami.
Patrzył jak niska postać powoli podchodzi do Czarnego Pana. Przedramię zaczęło go piec jeszcze bardziej niż zwykle, jakby ktoś je podpalił.

- Stojąca przed wami osoba nie zostanie naznaczona Mrocznym Znakiem. Zapytacie dlaczego? – spojrzał po zdziwionych twarzach swoich sług – Nie dlatego, że nie zasługuje, o nie. – Riddle mówił tak wesoło i swobodnie jakby umówił się w kawiarni na ciastko z kremem. – Zasługuje na to bardziej niż wy. – spojrzał na blondyna. - Będzie ci przekazywać informacje, ale tylko w Hogsmeade.

Draco pokiwał delikatnie głową i starał się przyjrzeć drobnej postaci, która wydawała się być tak cenna dla Voldemorta. Kim ona lub on jest i jakie będzie mieć zadanie? O jakie informacje chodzi? Czy jest ze szkoły? A poza tym skoro tak zasługuje na Mroczny Znak to, czemu go nie dostanie? Cała ta sytuacja jest jakaś podejrzana. Czarny Pan najwyraźniej zauważył zmieszanie blondyna i uśmiechnął się i triumfalnie.

- Zapewne się zastanawiasz kto to jest, prawda Draconie? – spytał choć dobrze znał odpowiedź na to pytanie a chłopak tylko ponownie kiwnął głową.

- W takim razie, poznajcie się. – syknął a zakapturzona postać podeszła do Ślizgona. – Mam nadzieję, że się dogadacie. – dodał i zniknął w ciemności razem z resztą Śmierciożerców. Blondyn po prostu czekał. Nie spieszyło mu się, ale nawet przed sobą musiał przyznać, że ciekawiło go, kto kryje się za tą szatą.

- Kim jesteś? – spytał w końcu zakłócając panującą między nimi ciszę.

- Zastanawiałam się, kiedy o to spytasz. – odpowiedziała a źrenice Ślizgona przesłoniły tęczówki. – Witaj Draco. – powiedziała Hermiona Granger zdejmując czarny kaptur.