Rozdział 6. / Jamie
Hermiona przymknęła oczy i
czekała na pocałunek. Chciała tego. Chciała jego. Niestety, nic się nie działo.
Gdy znów podniosła powieki, ujrzała jego ironiczny uśmieszek. Ależ dała się
wrobić temu cholernemu Ślizgonowi!
Oderwała jego ręce od swojej twarzy a on jak gdyby nigdy nic zaczął się
przechadzać po swoim dormitorium.
- Cóż Granger, może teraz mi
wyjaśnisz, dlaczego nagle postanowiłaś przyłączyć się do Śmierciożerców, co? –
udawał obojętnego, choć nie mógł się przed sobą nie przyznać, że to pytanie
nurtowało go od samego początku.
- Mam powody – warknęła. –
Konkretnie jeden powód – poprawiła się, spojrzała mu w oczy ostatni raz i
wyszła trzaskając drzwiami.
~*~
Następnego dnia na kolacji
dyrektor poprosił o uwagę. Wszyscy byli ciekawi o co może chodzić. Kiedy
ogłosił imiona i nazwiska pefektów naczelnych większość uczniów po prostu
zatkało. Całą Wielką Salę wypełniły szepty, półgłosy a nawet krzyki
niezadowolonych Gryfonów. Tylko dwójka uczniów, o których była mowa nie
powiedziała ani słowa. Jedli swoje posiłki bez słowa i żadnych emocji.
- Współczuję ci, Miona. Będziesz
musiała patrolować korytarze z tym kretynem – powiedział oburzony Ron
napychając się kurczakiem.
- O taak, mam pecha –
odpowiedziała przeciągle Hermiona, patrząc intensywnie w te stalowe oczy.
Po kolacji szli korytarzem nie odzywając się do siebie. W
gabinecie dyrektora usiedli na dwóch wygodnych fotelach i czekali na to co ma
im do powiedzenia.
- Cóż moi drodzy, chyba nie dziwi was fakt, że to właśnie wy
zostaliście prefektami naczelnymi. Chciałbym, żeby wasze domy trochę się do
siebie zbliżyły a ponad to jesteście na tyle odpowiedzialni i macie wysokie
wyniki w nauce by zajmować to stanowisko – przyjrzał się uważnie twarzom
podopiecznych szukając w nich jakieś wściekłości czy sprzeciwu. Nic takiego nie
znalazł. Uczniowie siedzieli spokojnie i czekali na dalsze polecenia. – Tak, do
waszych obowiązków będzie należało patrolowanie korytarzy, zdawanie mi co
tydzień raportów i oczywiście organizowanie szkolnych wydarzeń.
Prefekci pokiwali głowami i pozwolili dyrektorowi
kontynuować.
- Za tydzień planujemy zorganizować „dzień mugola”. Liczę,
że sobie poradzicie, chociaż nie macie zbyt dużo czasu – tym razem Draco nie
mógł się opanować i wykrzywił usta w wyrazie niezadowolenia natomiast oczy
Hermiony zajaśniały. Już miała plan jak dopiec temu godowi za wczorajszą nocną
przygodę. – Na razie to wszystko. Jeżeli będziecie mieć jakieś pytania to
zapraszam do swojego gabinetu.
Pożegnali się kulturalnie z profesorem i znów wyszli na
pusty korytarz.
- I co teraz zrobimy? – prychnęła Hermiona a Draco spojrzał
na nią z wyższością.
- To twoja działka, Granger. Załatw to – powiedział i zaczął
odchodzić a Hermiona chwyciła go mocno za nadgarstek. Jego skóra mimo swojej
bladości i delikatności prawie ją parzyła, ale zignorowała to.
- Chyba śnisz – syknęła. – Siedzimy w tym razem, Malfoy.
Pamiętasz? – dodała a on spojrzał na nią z błyskiem w oku.
- Och Granger, nie
dajesz mi o sobie zapomnieć, wiesz? W takim razie o dziesiątej w moim
dormitorium. Tylko się nie spóźnij – mruknął i uniósł do góry brwi. Stali tak
przez chwilę ciskając w siebie tajemniczymi spojrzeniami aż w końcu odezwała
się Gryfonka.
- Dobrze – odpowiedziała, ale nie zmieniła pozycji. Wciąż
patrzyła w te oczy, które wręcz potrafiły przeszyć człowieka na wskroś. Nie
miała pojęcia ile czasu minęło odkąd wyszli z gabinetu dyrektora. W pewnym
momencie Hermiona zaczęła się zastanawiać dlaczego Malfoy jeszcze nie odszedł.
To by było w jego stylu. Nim zdążyła otworzyć usta odezwał się chłopak.
- Odszedłbym Granger, gdybyś wreszcie puściła moją rękę, bo
mam wrażenie, że zablokowałaś mi krążenie – mruknął uśmiechając się ironicznie.
Dziewczyna czuła jak zaróżowiły się jej policzki.
- Wynoś się z mojej głowy – warknęła i puściła nadgarstek Ślizgona,
po czym odwróciła się na pięcie i już nie oglądając się za siebie wyszła na
błonia.
~*~
Niech go szlag. Czy ja zawsze muszę nawalić? I jeszcze mam
wymyślić atrakcje na ten głupi „dzień mugola”. O co do cholery chodzi? Po co
robić w magicznej szkole taki dzień? Och, zapomniałabym o zdobywaniu informacji
dla Voldemorta. Szkoda, że nie dostałam jeszcze Mrocznego Znaku! Tylko
spokojnie, Miona. Poradzisz sobie.
Zanim zdążyła wyciągnąć różdżkę ktoś się do niej dosiadł. Na
początku pomyślała, że to Harry, ale później poczuła chyba najlepsze męskie
perfumy na świecie. Odwróciła głowę i spojrzała w czekoladowe tęczówki nikogo
innego jak Blaise’a Zabiniego. Świetnie, kolejny problem.
- Gratulacje. Chociaż prefekci naczelni nie mają zbyt
łatwego życia – mruknął i spojrzał przed siebie. Hermiona zmarszczyła brwi i
zaczęła się zastanawiać o co mu może chodzić.
- Malfoy cię przysłał? – spytała i po raz kolejny złapała
jego tajemnicze spojrzenie.
- Myślisz, że jestem jego szpiegiem? – mruknął wyraźnie
rozbawiony. – Po prostu siedzisz w moim ulubionym miejscu – Gryfonka nie
wytrzymała i szeroko się uśmiechnęła.
Chyba zaczynam być przewrażliwiona, pomyślała i znów
spojrzała na jezioro.
- Może to głupie pytanie, ale masz jakieś ulubione mugolskie
gry albo coś takiego?
~*~
Punktualnie o dziesiątej Hermiona weszła do dormitorium
Ślizgona bez zbędnego pukania. Na jej twarzy malowała się pewność siebie.
Mężczyzna spojrzał na nią niechętnie i skinął głową na fotel znajdujący się
niedaleko. Gryfonka podeszła energicznie i na nim usiadła. Jej źrenice były
maksymalnie poszerzone, gdy nachyliła się lekko i spytała
- Grałeś kiedyś w koszykówkę, Malfoy?